Prof. dr hab. Urszula Promińska: Przedsiębiorcy mają kopalnię dóbr
25.11.2010
własność intelektualna
Portal Procesowy: Jakie problemy mają przedsiębiorcy z dobrami własności przemysłowej?
Prof. Urszula Promińska: Przede wszystkim dobra niematerialne, wśród których wyróżnia się dobra intelektualne oraz dobra własności przemysłowej, ze swej natury są trudno uchwytne. Dlatego przedsiębiorcy nie zawsze wiedzą, jakie dobra już mają, jak mogą je tworzyć oraz jak je chronić. Nie potrafią zachęcić swoich pracowników do tworzenia takich dóbr albo nie wiedzą, w jaki sposób mogą je od nich wyegzekwować. Nie zawsze też rozumieją wartość komercyjną takich dóbr i nie wiedzą, komu przysługują do nich prawa – przedsiębiorcy czy pracownikom.
A komu przysługują?
Nasze prawo wynalazcze i autorskie jest bardzo proprzedsiębiorcze. Prawo do tak zwanych utworów pracowniczych czy wynalazków pracowniczych z mocy prawa przysługuje pracodawcy. Pracownik zachowuje tylko dobra osobiste, tzn. autorstwo, prawo do ujawniania tego autorstwa i ewentualnie uprawnienia majątkowe związane z udziałem w korzyściach, jakie przynosi eksploatacja tego prawa.
Problem własności przemysłowej bardzo ostro ujawnił się na przestrzeni ostatnich lat, zwłaszcza w stosunku do uczelni wyższych i instytutów naukowo-badawczych. Umowy o pracę zawierane pomiędzy pracownikiem naukowym lub badawczym a wskazanymi podmiotami to przecież w istocie umowy o dokonywanie wynalazków, o tworzenie. W uczelniach powstają i wynalazki, i wzory, i utwory. Ważne jest, żeby uczelnie lub instytuty wiedziały, jakie są ich uprawnienia i jak mogą je egzekwować.
W ciągu ostatnich 10 lat sprawa się nieco wyklarowała, bo znakomita większość uniwersytetów i politechnik ma już regulaminy ochrony dóbr własności intelektualnej i wewnętrznie reguluje te kwestie w sposób dla siebie korzystny, co zresztą jest słuszne i jest tendencją światową. Na całym świecie wynalazki dokonywane w ramach stosunku pracy czy utwory, które są wynikiem realizacji obowiązków płynących ze stosunku pracy, należą do pracodawcy.
Cały świat przyznaje prawo do patentu pracodawcy, bo wszyscy mają świadomość, że sam intelekt nie wystarcza. Trzeba mieć bazę, laboratoria, maszyny, urządzenia, środki, odczynniki itd. A to z reguły zapewnia właśnie pracodawca.
Chyba że wynalazcy, jak tegorocznym noblistom, wystarczy taśma klejąca.
Oczywiście są wynalazki, które powstały albo w wyniku przypadku, albo są rzeczywiście dziełem tylko i wyłącznie geniuszu ludzkiego. Najczęściej jednak jest to mozolna, wieloletnia praca, która jest oczywiście bardzo kapitałochłonna. I ten kapitał musi zapewnić uczelnia.
Niedawno prasa pisała o źródłach bogactwa amerykańskich i angielskich uniwersytetów, których budżety liczy się w dziesiątkach miliardów dolarów lub w miliardach funtów. Takie uczelnie są zagłębiem talentów. Dobrze wynagradzają swoich pracowników, ale przede wszystkim dają im możliwość dokonywania wynalazków.
Wynalazki te są następnie albo patentowane przez uczelnie, albo zbywane. Nieraz w ogóle są wynajdywane na zlecenie przemysłu. A wtedy to umowa między przemysłem a uniwersytetem decyduje o tym, do kogo należy prawo do patentu. Wszystko można rozwiązać. Współpraca z przemysłem, czy szerzej – z gospodarką, może przynieść korzyści zarówno gospodarce, jak i uczelniom, a także satysfakcję wynalazcom czy innym twórcom.
Mówiła pani o wynalazkach dokonywanych w ramach stosunku pracy. A jak to jest w przypadku umów cywilnych? Bardzo wiele osób nie jest przecież zatrudnionych na umowę o pracę, tylko na umowę o dzieło albo umowę zlecenia.
To nie ma znaczenia. Stosunek pracy może być nawiązany nie tylko na podstawie umowy o pracę, ale również na podstawie umowy o dzieło oraz tzw. umowy nienazwanej, czyli łączącej cechy różnych umów, o ile wynika z nich zlecenie wykonania jakiegoś dzieła, osiągnięcia rezultatu, rozwiązania jakiegoś problemu, zwłaszcza technicznego.
A jeśli pracownik dokona wynalazku np. na urlopie?
To trudne zagadnienie, o charakterze przede wszystkim dowodowym. Aby można było mówić o wynalazkach pracowniczych, powinność ich wynajdowania czy dokonywania musi wynikać z obowiązków pracownika. Miejsce pracy i czas pracy mają znaczenie – ale tylko co do zasady. Bo jest bardzo bogate orzecznictwo i bardzo bogata doktryna zachodnia, która próbuje tak uelastycznić stosunek pracy, żeby pewne wynikające z niego powinności mogły być egzekwowane, pomimo że były wykonane poza miejscem pracy lub nawet po zakończeniu stosunku pracy.
Ważny jest związek dokonania wynalazku z zatrudnieniem, czyli z zaangażowaniem pracodawcy. Jeżeli pracownik wynalazł coś na urlopie, to znaczy, że postawił kropkę nad i, czyli najpierw musiał napisać laseczkę tego i. A to działo się najprawdopodobniej w zaciszu gabinetu czy laboratorium. Zdarza się, że ktoś zakończył stosunek pracy, a następnie zgłasza albo publikuje wynalazek. Jest mało prawdopodobne, żeby olśnienie przyszło dzień po wygaśnięciu umowy o pracę. Należy zbadać związek tego utworu czy wynalazku ze stosunkiem pracy. To kwestia dowodowa – trudna, ale nie niewykonalna, na co wskazuje szereg orzeczeń sądów niemieckich, amerykańskich, francuskich, belgijskich czy skandynawskich, bo tam ta twórczość pracownicza jest szalenie poważana i poważnie traktowana.
Wcześniej była mowa o uczelniach. A jak wyglądają te korzyści w przypadku przedsiębiorców?
Przedsiębiorcy kładą może mniejszy nacisk na taki model pracownika, więc nie tak często dochodzi do wynalazków. Przedsiębiorcy mogą jednak zlecać dokonywanie wynalazków uczelniom i dzielić się tak jak chcą – bądź korzyściami, bądź samym prawem.
Ale drobni przedsiębiorcy, albo wszyscy ci, którzy nie mają wynalazców na etacie, również mogą czerpać korzyści z dóbr własności przemysłowej. Bo takim dobrem jest wiedza poufna, tzw. know-how, tajemnice przedsiębiorstwa, tajemnice produkcyjne, technologiczne, gospodarcze czy organizacyjne.
Niejednokrotnie patentowanie wynalazków nie jest opłacalne. Wynalazek jest bowiem chroniony przez 20 lat, a dobrze strzeżona tajemnica przedsiębiorstwa może być eksploatowana tak długo, jak długo ma wartość. Receptura coca-coli nie jest ujawniona, a to na pewno jest element tajemnicy przedsiębiorstwa. Sieci franchisingowe funkcjonują w oparciu o tajemnicę sukcesu – pomijam to, że korzystają z cudzych znaków towarowych, cudzych firm uosabiających renomę. Ale korzystają również z wypracowanej tajemnicy sukcesu, z pewnych wiadomości o tym, jak produkować albo jak zarządzać, albo jedno i drugie.
Przedsiębiorcy mają kopalnię dóbr. Ważne jest tylko to, żeby potrafili je rozpoznać, żeby zachęcali do ich kreacji i żeby znali swoje prawa i szanowali prawa twórców.
Rozmawiała Justyna Zandberg-Malec